Idzie luty – szykuj buty!
Niedawno sypnęło śniegiem w mojej okolicy. Było lekko na plusie, więc po tym co napadało między 7 a 8 rano, o 11 nie było już śladu. Ale jeszcze o 9 było niemal bajkowo. Niemal, bo 2 cm śnieżnej brei na polu już pełnym błota zachęcały do tańca-ślizgańca. Zwykle biegam w rytmie ok. 160, tam robiłem ponad 210 kroków na minutę walcząc o pionową postawę 🙂 Jednak kawałek dalej, w lesie, było już przepięknie.
Aż dziw, że podczas niemal 7 km spotkałem tylko jednego biegacza. Przeszkadzał deszcz? Mi się bardzo podobało!
Jednak po powrocie do domu buty były kompletnie przemoczone. Ale to tak, że zostawiałem ślady stóp na posadzce, a same buty schły dwa dni 🙂 Pomyślałem sobie, że czas znaleźć rozwiązanie na poślizgi i wilgoć, które przez najbliższe parę miesięcy będą niechybnie towarzyszyć mi w truchtaniu. Zacząłem się rozglądać za butami z bardziej agresywnym bieżnikiem. Czy powinny mieć też dodatkową membranę typu Gore-Tex? To ociepla but, co jest trochę niepożądane, ale wizja trących o siebie mokrych palców stóp przekonała mnie do tego rozwiązania. Zimą trochę ciepła nie zaszkodzi, prawda?
Wpadłem więc do dużego centrum handlowego z mnogością sklepów sportowych wiodących marek. Pytałem, przymierzałem – trudno było mi znaleźć coś wygodnego. Aż wpadłem do Salomona. Nie ukrywam, że jestem bardzo zadowolony z wiatrówki tejże firmy – lekkiej, ale dającej dużą ochronę przed wychłodzeniem. Dzień był wyprzedażowy, Salomon słynie z obuwia przełajowego, miałem wybór. Zachwycony przymierzyłem SpeedCrossy 3, ale jakoś nie ma w mojej okolicy górskich szlaków, odpowiednich na ich sztywne i agresywne podeszwy. Wybrałem więc taki oto model XA Pro 3D GTX w baaardzo rozsądnej cenie:
But nie jest lekki, ale wygodny i dający poczucie bezpieczeństwa. Zrobiłem w nim parę kilometrów, obiegłem nocą przez las stację końcową metra. Przydała się czołówka, ale i tak zaliczyłem sporo kałuż, grząskich błocisk itp. Trochę poślizgu było, ale znaczniej mniej niż przy „asfaltowym” bieżniku. Bez problemu kontrolowałem kierunek i tempo biegu, omijając drzewa i nisko zwisające gałęzie. W tym modelu nie ma sznurówek, ale zastępujący je zacisk spełnia swoje zadanie i but świetnie dopasowuje się do stopy, a przy okazji nic się nie majta. Gdyby jeszcze błoto samo odpadało z podeszwy byłoby idealnie 🙂
Aktualizacja: z ciekawości zważyłem moje buty: opisywany Salomon XA Pro 3D GTX waży 502 g (jeden!), dla porównania używany przeze mnie w suche dni Adidas Duramo 7 – niecałe 300 g, choć to nie jest jakieś chucherko. Jednak sporo gumy w podeszwie swoje robi. Zrobiłem w Salomonach kilkadziesiąt kilometrów, a zatem mogę dorzucić kilka zdań. But jest dość sztywny, na asfalcie łatwiej o „kłapanie” podeszwą. Cholewka dość wyraźnie podpiera kostkę, ale nie czuć tego podczas biegania – jednak przydaje się to by ustabilizować nogę w trudniejszym terenie. Wodoodporność jest spora, jeśli miałem mokre skarpety to od śniegu wchodzącego nad językiem. Jednak zwykłe kałuże nie robią na membranie żadnego wrażenia. But się dobrze trzyma terenu (lekki śnieg/błoto), niedawno mijane panie z psami wołały „to pan się nie ślizga?” – i to jest chyba najlepsza rekomendacja! Nieustająco polecam 🙂