Romet, czyli jak nie zostałem kolarzem

Miałem kiedyś rower Romet, model Mustang. Stał bez celu w komórce i pokrywał go kurz. Nie działały w nim przerzutki, a ja nie potrafiłem tego naprawić. Co jakiś czas próbowałem, plastikowe części wyginały się, a moja frustracja rosła. Każde spojrzenie na niego oddalało mnie od chęci przejechania się rowerze i stan ten trwał lata… W tym czasie mogłem budować siłę, wytrzymałość i rozwijać technikę. I tak oto przepadła kariera prosa 😉

Kiedy już byłem na studiach, kolega pożyczył mi na chwilę swój pojazd: 26-calowy Trek, jeśli mnie pamięć nie myli. Miałem po coś podjechać kilometr i wrócić, a piechotą by zeszło. Ależ to była frajda! Wkręciłem się błyskawicznie, poczytałem co warto kupić na grupie pl.rec.rowery i tak oto w 2004 roku kupiłem Unibike Viper. Co za maszyna! Wkrótce zaczęło się uzupełnianie wyposażenia o pedały spd i sakwy, kask, jakieś koszulki itp. Wydałem drugie tyle, ale potem już tylko wymieniałem zużyte części i dołożyłem siodełko skórzane.

OK, ale co można robić na rowerze? Zacząłem zwiedzać okolicę i odkryłem najgrubsze drzewo w Polsce: topolę w Lesznie. Moja dziewczyna (a dziś żona) również sprawiła sobie trekinga i zwiedzaliśmy z sakwami piękne zakątki Polski i Czech. Do dziś uważam, że to najlepszy sposób na spędzanie czasu wolnego! Zupełna swoboda, spanie na dziko nad rzekami czy jeziorami, jazda po prostu przed siebie – trudno to przebić kurortem all inclusive (choć muszę przyznać, że nigdy nie byłem w takim kurorcie – za daleko rowerem 🙂

W pewnym momencie zaczęło brakować mi szybkości. SPD i rogi to nie wszystko, może warto coś odchudzić? Najłatwiej zmienić opony na cieńsze. Ale żeby nie tracić przyczepności w terenie, może kupić drugi komplet kół i je po prostu sobie zmieniać? Już miałem tak zrobić, gdy przypadkiem trafiłem na ogłoszenie sprzedaży kolarki – akurat w cenie dwóch kół. Warunkiem był duży wzrost kupującego – rower był bowiem złożony na potężnej klasycznej ramie Romet Sport Special, która nie zna pojęcia “sloping” i wymaga kawałka giry by ją dosiąść. Osprzęt był używany, ale znajomy kurier ocenił, że będzie ok. Dura Ace i grupa 600 zwyczajnie się nie starzeją – od 10 lat nic się nie zużyło oprócz łańcucha i kasety!

I tak w moje ręce i nogi trafiła żółta strzała. Od razu musiałem zmienić opony, bo 19mm Kendy nie wybaczały nawet włosa leżącego na asfalcie. I dodałem jeszcze koszyczek na bidon plus światełka – mogłem zacząć szaleć! 550 zł za ów rower były najlepiej wydanymi pieniędzmi w moim życiu. Kolarka dała mi mnóstwo frajdy z zupełnie innego stylu jazdy. Odjazd i czucie roweru jest nieporównywalne z ciężkim trekingiem, choć nie można zapomnieć co się robi… To zwykle na kolarce mam wypadki, na szczęście niegroźne – nie zawsze ręce sięgną hamulca 😉 W pewnym momencie zacząłem nawet ćwiczyć szybszą jazdę, w szale uniesienia założyłem KK253, ale hmm.. znudziło mnie to. Jak chce się zmęczyć, idę pobiegać 🙂 I tak już nie dogonię Luka, który wyrósł na potwora z Tarchomina! A może to klątwa Rometu?

Za to zakupiłem bagażnik na sztycę i w tempie baja bongo jeżdżę sobie do pracy, wożąc obiad i kanapki. Od kilku lat marzy mi się zrobić 100+ km (które i owszem, zrobiłem kiedyś viperem w terenie), lecz jakoś brakuje czasu. Pozostaje patrzeć na osiągnięcia kolegi i cieszyć się jego kolarskimi postępami. A potem sobie znów pokręcić z bananem na twarzy i znów zapomnieć nasmarować piszczące kółko tylnej przerzutki…