Trial po Ślęży
Niektórzy lubią biegać po płaskim jak stół asfalcie. Ot, jak Kipchoge w 2 godziny i 25 sekund machnąć maraton… Ja jednak wolę las. A co dopiero taki LAS?
- butów trialowych
- mapy
- butów trialowych
- pogody
- zapasu czasu
- butów trialowych 🙂
Ruszyłem z Sobótki po 6 rano, wybrałem wcześniej czerwony szlak prowadzący prosto na szczyt. Miasteczko było spowite mgłą i widoczność sięgała kilkudziesięciu metrów. Biegło się całkiem nieźle, ale w pewnym momencie ścieżka zaczęła przypominać błotną zaporę.
Pogoda podczas majówki nie rozpieszczała, a na kamienno-ziemnym zboczu było to aż nadto widoczne. Biegłem w butach przeznaczonych na asfaltową nawierzchnię i zwyczajnie nie miałem przyczepności. Nie mogłem zaryzykować kontuzji, więc zacząłem ostrożnie piąć się w górę…
Wieżyca
Odsapnąłem, rozejrzałem się, zjadłem mini Snickersa i ruszyłem w dół. Po analizie mapy zdecydowałem się wybrać mniej stromy czarny szlak, do którego prowadziła bardzo stroma czarna ścieżka z niedźwiedziem. Musiałem się łapać drzew schodząc…. Czarnym szlakiem sprawnie wróciłem pod Dom Turysty i tam zdecydowałem się wrócić inną drogą – żółtym szlakiem do dworca PKP. Oczywiście nie zacząłem właściwie i trafiłem na jakieś ścieżki, ale nie straciłem głowy. Wiedziałem, że i tak trafię jakoś do Sobótki, ale na wszelki wypadek włączyłem w moim garminie 910 funkcję „Wróć do startu”. Pokazał mi się ekran z wizualizacją już przebiegniętej trasy, a i tak zaraz trafiłem na żółty szlak. Między drzewami mignęła mi sarna, a na koniec pokonałem jeszcze jedno pole błota i byłem w Sobótce.
Nie mogłem sobie odmówić przebiegnięcia się znajomą dróżką wśród pól, na końcu której był ładny widok na masyw Ślęży i dopiero co zdobytą Wieżycę. Z tej odległości nie wyglądała już tak okazale 🙂 Sama Ślęża schowała się w chmurze. Spotkałem też rodzinę zajęcy, zdziwionych widokiem gościa o tej porze dnia…
Spojrzałem na zegarek – miałem w nogach 9 km. A ponieważ od lokalnego środowiska biegaczy dostałem koszulkę z Sobótczańskiej Dziesiątki, postanowiłem dokręcić brakujący kilometr 🙂 Akurat dystans po świeże bułki 🙂 Zatem pełen sukces, znów 300 m przewyższenia i cel osiągnięty!
Nie da się ukryć, że bardzo mi się spodobało takie bieganie. Piękna przyroda, samotność (podczas całego biegu ku szczytowi Ślęży widziałem dokładnie jedną osobę, w centrum Sobótki) i wyzwanie. To też świetny trening, po powrocie w Lesie Kabackim wykręciłem rekordowy czas na 5-kilometrowej pętli 🙂 Nabrałem kapkę doświadczenia, na następne triale będę lepiej przygotowany.
A nuż kiedyś trafię tu: