Pierwszy śnieg

Stało się to, co musiało się w końcu wydarzyć. Biały puch odwiesił skutecznie cube’a na wieszaku, a wyciągnął z czeluści zapomnienia moją pierwszą, poważną maszynę – Unibike Viper. Żmija na szczęście jest w dobrej formie i – poza skrzypiącym pedałem – sprawuje się wyśmienicie i nie pluje zanadto jadem.

Zmiana roweru na krosowy podsunęła mi szalony pomysł, by zmienić oklepaną, rutynową trasę do pracy na nieco bardziej szaloną i szutrową. Szczególnie, że nie tak dawno miała swoją premierę Kładka Żerańska, która połączyła ścieżkę na wale tarchomińskim ze Szlakiem Golędzinowskim. Żeby było jeszcze ciekawiej, odpaliłem nieużywaną od chyba dwóch lat kamerkę (taki zupełnie budżetowy gadżet, bez którego świetnie można się obyć).

Wycieczka – tak, to nie była podróż do pracy, a właśnie wycieczka – udała się wyśmienicie. Trasa od seminarium na Tarchominie do Mostu Grota-Roweckiego była gładziutka i wygodna, ale już odcinek do Mostu Świętokrzyskiego był rozkosznie szutrowy, choć niezbyt wymagający. Widoki oczywiście przepiękne jak przystało na trasę krajobrazową, przy samiutkiej Wiśle i w oddaleniu od ruchu ulicznego. Aż żal było wyjeżdżać przy Porcie Praskim, ale nie było innej rady. W końcu to jednak droga do pracy.

Trochę się zmachałem po drodze, ale po dotarciu do celu czułem się tak fantastycznie dotleniony, zregenerowany i doładowany, że trudno było mi usiedzieć w jednym miejscu. Nie jestem pracoholikiem, ale już nie mogę się doczekać kolejnej „wycieczki” do pracy!