Pierwsze (chińskie) koty za (polskie) płoty
Pogoda pogodą, ale kiedyś te kółka trzeba zakręcić po asfalcie. Nawet jeśli miałoby to trwać zaledwie kwadrans. Wyszedłszy z takiego założenia przebrałem się w ciuchy, wyrychtowałem rower i ruszyłem w stronę windy. Niestety, w czasie pomiędzy inspekcją sytuacji za oknem a przebraniem się w jesienne fatałaszki zamknęło się dla mnie okienko pogodowe na ten wieczór. Życie. Odszedłem na drugi krąg.
Kolejne podejście zaplanowałem na poranek. Całą noc lało, nawet trochę śnieżnej krupy podobno zmoczyło klubowego kolegę na trasie z pracy, ale trudno. Tym razem udało się dotknąć szytkami asfaltu.
Pierwsze wrażenie? Hałas! Tak, tak, to był ten konkretny hałas, za który zapłaciłem Chińczykom konkretne pieniądze. Obręcze pięknie szumią, niczym te wierzby, które opowiadają dzieciom bajki o Ropuchu z Ropuszego Dworu. Fajnie, nie jeżdżę już samotnie, bo stożki ze mną gadają. A jak się zmęczę i przestaję kręcić, to gada ze mną również bębenek piasty. Fajnie cyka, głośniej niż fabryczna piasta z Aksium-ów, ale w peletonie będzie raczej bezszelestna. W tym wypadku najwyraźniej za mało zapłaciłem przyjaciołom z Dalekiego Wschodu. Niestety, głośne cykanie kosztuje sporo więcej w przypadku mojej konfiguracji sprzętowo-wysyłkowej (Flyxii daje do wyboru jedynie piasty Novateca, a skoro inwestycja była eksperymentem, nie chciałem utopić kasy w lepszą piastę na potencjalnie marnych obręczach i zaplocie).
Teraz szytki. Na początek małe rozczarowanie. Szytka na tylnym kole nieco gorzej trzyma ciśnienie od przedniej. W ciągu czterech dni straciła trochę powietrza i konieczne było dopompowanie. Zobaczymy jak będzie dalej. Najważniejsze, żeby trzymała ciśnienie na treningach. Nie wlewałem jeszcze standardowego uszczelniacza więc spokojnie będę obserwował zjawisko bez technologicznego dopingu.
Samej jazdy na szytkach na razie nie jestem w stanie ocenić. Warunki pogodowe podczas wyrwanego deszczom kwadransa były dalekie od idealnych więc jechałem ostrożniej niż zwykle. Nic się jednak nie odkleiło, nie obcierało ani nie stukało.
Oprócz rozkosznego szumu obręczy towarzyszył mi jednak mniej przyjemny szum – wichury. Postanowiłem wykorzystać wzmożony ruch mas powietrza do sprawdzenia czy przypadkiem nie przeszarżowałem z wysokością stożków (38/50) na moja wagę (<70kg) i lokalne warunki atmosferyczne (średnio 3-5 m/s). Na szczęście nie: rower nie był wyraźnie bardziej nerwowy niż dotychczas, nie ściskałem kurczowo kierownicy i ani na chwilę nie dałem się zepchnąć z toru jazdy. Więc na plus.
Kółka wyraźnie szybciej rozpędzają się od Aksium-ów, a to oczywiście zasługa niższej masy. Zaskoczeniem było natomiast hamowanie. Naczytałem się setek opinii o fatalnej jakości chińskich klocków, ale moje pierwsze odczucia są jak najbardziej pozytywne. Nie mam porównania do Black Prince-ów czy innych topowych rozwiązań, ale – przynajmniej na sucho – jest naprawdę bardzo dobrze, zaskakująco dobrze. Dzisiaj musiałem się przejechać Tribanem na setowych kółkach i klockach – czyli moim rowerem na niepogodę – i różnica była kolosalna. Na korzyść Chińczyków, rzecz jasna.
Tyle na szybko. Teraz z pompką i uszczelniaczem extreme w kieszonce czekam na okazję do dłuższej jazdy. Mam nadzieję, że kiedyś wyjdzie dla mnie słonko choćby na te dwie godzinki…