Niemal…

Czyli podsumowanie 2018 roku 🙂 Plan na bieganie był prosty: co tydzień dorzucam 20 km, na koniec będzie 1000. A skończyło się na walce by dobić do 750 – bez sukcesu. Powody były różne, raczej ważne, ale czasem zwyciężała wygoda. Może gdybym musiał pchać wagony metra, byłoby inaczej?

Rower – niemal wyłącznie dojazdy do/z pracy plus kręcenie się wokół osiedla. Wskoczyło jakieś 2300 km, bez szału 🙂 Żadnej spektakularnej wycieczki, ale wciąż marzy mi się sakwiarski wypad. Viper się jakoś trzyma, kolarce stuknęło pode mną 10 tysięcy i Mikołaj przyniósł jej ekstrawagancki dzwonek 🙂

Pytacie co u Luka? Chłopak szaleje na 29 calach. Może uda się go namówić by wrócił do pisania, brak tu jego entuzjastycznego lania wody 😉

2019? Jestem optymistą. Jest 7. stycznia, a mam już cztery biegi i 27 km w nogach. Trochę zmieniam strategię, spróbuję biegać częściej choć krócej. Łatwiej znaleźć 30 minut niż godzinę. A poza tym mamy śnieg, a ja uwielbiam bieganie po śniegu 🙂

I obyśmy wszyscy patrzyli w 2019 z uśmiechem!