K jak Kajak
Nasz Klub Kolarski zawsze był otwarty na nowe inicjatywy. Stąd sporo postów o bieganiu, nic nie stoi też na przeszkodzie by wrzucić tekst o kajaku 🙂
W przeszłości spłynąłem parę razy wypożyczonym kajakiem i zawsze bardzo mi się to podobało. Od jakiegoś czasu chodził za mną pomysł, by mieć własne pływadło i używać go niezależnie i dowolnie. Szukałem w miarę niedrogiego kajaka, który dam radę spakować do samochodu. Ważną rolę pełniła ekonomia, więc odpadły konstrukcje modułowe lub szkieletowe. Wybrałem „dmuchańca” z Decathlonu – model Itiwit. Są one w różnych wielkościach, ale ja celowałem w największego, w którym można popływać w dwie lub trzy osoby – a zatem model 3.
Póki co mam za sobą dwa spływy: ponad 30 km Pilicą oraz 4 km Nerem. Ponieważ w sieci nie ma zbyt wielu praktycznych opinii, trochę się rozpiszę.
W sklepie trudno się do niego przymierzyć, nie każdy Decathlon ma go rozłożonego. Komory z powietrzem zabierają sporo miejsca, a przydaje się ono choćby na sprzęt biwakowy czy ubrania. W sztywnych konstrukcjach jest go trochę więcej, choć z drugiej strony dostęp do niego bywa utrudniony przez górny pokład.
Rozkładanie i pompowanie było bardzo szybkie, w 10 min. kajak był gotowy. Tu przydatny szczegół: rączki do przenoszenia są także po środku, więc nawet jedna osoba może go podnieść i przenieść do wody! Mam 190 cm wzrostu i siedziałem bardzo wygodnie z wyprostowanymi nogami, dziecko przede mną też. Stopy można oprzeć o nadmuchiwaną podstawę siedzenia bez przeszkadzania drugiej osobie – to kolejny mały szczegół. Podczas dłuższego spływu z tyłu zmieściłem śpiwory, sporą pompkę, ubrania i jedzenie; z przodu – namiot i parę butelek wody 1,5 l. Wystający nad pokład bagaż – choć trochę przeciw dobrym kajakowym zwyczajom – przydaje się, bo fabryczne oparcie jest dość niskie. A propos
Na wodzie kajak jest bardzo stabilny, mniej nim kołysze niż klasycznym. Mimo stabilizatorów prąd obraca nim dość szybko do pozycji tył na przód – pewnie dlatego, że jako cięższy byłem bardziej zanurzony niż siedzące z przodu dziecko. Same stabilizatory bardzo ciężko zdjąć z kadłuba jeśli zaliczyło się po drodze kilka piaszczystych mielizn. Kadłub nie jest idealnie płaski, mimo prawidłowego pompowania były zmarszczki i wgłębienia – raczej bez wpływu na sterowność. „Zwykłe” kajaki poruszają się na rzece trochę szybciej, ale dramatu nie ma. Można płynąć pod prąd, ale woda nie powinna mieć wtedy szybszego nurtu. Kadłub jest szerszy niż klasyczne i to się zauważa przy wiosłowaniu. Naprawdę przydaje się dłuższe wiosło, ja operowałem składanym modelem o długości ok. 240 cm. Nie ma górnego pokładu, nie wiem czy to dobrze czy źle. Miałem wrażenie, że mam dzięki temu więcej miejsca na nogi, ale przy deszczu może będę myślał co innego.
Materiał górnej powłoki jest przyjemny w dotyku, szorstki ale nie drażni skóry.
Własny kajak to samodzielne klarowanie. Łatwo jest go rozłożyć na poszczególne części do suszenia, warto się do tego przyłożyć i porozpinać wszelkie suwaki. Worek transportowy jest pojemny, łatwo do niego włożyć kajak i dwie kamizelki ratunkowe. A nawet składane wiosło się jeszcze zmieści. Da się to nawet nosić, choć po 2,5 km „spaceru” do pociągu miałem już trochę dość 😉
Jak się pływa w trzy osoby? Jest ciasno, nawet jeśli dwójka pasażerów to dzieci. Środkowy członek załogi jeśli chce wiosłować, musi się naprawdę zsynchronizować z ludziakiem siedzącym z tyłu. Częściej mu przeszkadza 😉 Miejsce na wyprostowane nogi znika, podobnie z tym na bagaż. Itiwit 3 jest raczej dwójką niż trójką, ale te parę godzin można wytrzymać. Na kilka dni zdecydowanie odradzam.
OK, sprzęt omówiony, warto parę słów poświęcić wycieczkom. Po Pilicy pływałem dwa dni, ruszając z Białobrzegów i kończąc w Warce. Trasa spokojna, sporo mielizn, można leniwie wiosłować dla utrzymania kierunku. Noc w namiocie rozbijanym na łące, miejsc do biwakowania zbyt wiele nie ma – brzeg jest najczęściej wysoki na ok. metr i porośnięty krzakami. Sprawdziła się mobilność „dmuchańca”, po dopłynięciu do celu po prostu się spakowałem i poszliśmy na dworzec PKP by wrócić do domu.
Ner z kolei to rzeka raczej nie uczęszczana przez kajakarzy. Dopływ Warty zaczynając się w Łodzi, mocno uregulowana, przypomina kanał. By się poruszać trzeba cały czas wiosłować, bo nurt jest słaby. Jednak spotkać można nad nim dużo różnorodnego ptactwa (i krów ;), więc nie ma nudy.