Altra Escalante po 333 km

Po 44. biegach i owych 333 kilometrach można już coś napisać. But jest niesamowicie wygodny, po prostu kapeć. Nie mam żadnych problemów z obitymi palcami, poczernionymi paznokciami itp. Szeroka przestrzeń z przodu po prostu się sprawdza! Amortyzacja wciąż działa, ale lepiej nie lądować twardo na pięcie – czuć to później. Ogólnie cały aparat ruchu bez szwanku i problemów, może to kwestia mojej “szurającej” techniki – nie robię zbyt długich kroków i nie wybijam się wysoko.

Biegałem na różnych nawierzchniach i w różnej pogodzie. Ogólnie – bez zastrzeżeń, nie ma poślizgów. Na błocie nie ma przebacz, podeszwa się zatyka i zostaje jazda figurowa. Przebiegnięcie przez kałużę to natychmiastowa kontrola temperatury wody, poszewka nie chroni przed wodą. Choć wydaje się delikatna, w istocie składa się z dwóch warstw i jest dość ciepła; wiatr przez nią nie hula i nawet w okolicy 0 stopni Celsjusza stopom jest ciepło.

Przejście na “zero drop” i odejście od lądowania na pięcie wdrożyłem właściwie z marszu. Nie spodziewałem się, że będzie tak łatwo, ale może o czymś nie wiem 🙂 Nie ukrywam też, że ostatnio trochę niepokoju zasiał mi Wojciech Staszewski swoją krytyką niegdysiejszego entuzjazmu dla biegania naturalnego, ale w sumie nie biegam naturalnie – Escalante mają sporo amortyzacji, choć akurat nie na pięcie.

Na obrazku tytułowym jedna z altr, widać że nie biegam po hali. Podeszwa trzyma się nieźle, jest wyraźne starcie bieżnika na jednej z krawędzi blisko pięty – symetrycznie jest też na drugim. Czyżbym jednak tam właśnie lądował? 🙂