253!

Jest sukces! Odkąd zacząłem biegać minęło 957 dni i w tym czasie biegałem 253 razy 🙂 I w 253. bieg był dość niezwykły. Trasa była rutynowa, bo przemieszczałem się z pracy do domu ulubioną trasą po mniejszych uliczkach i parkiem na tyłach Królikarni. Choć był już późny wieczór, czuć było zaduch upalnego dnia. Co jakiś czas błyskały pioruny, ale nie deszcz nie chciał oczyścić powietrza. Ciężko, hę?

Na szczęście wziąłem ze sobą małą flaszkę z wodą. Zwykle biegam bez niej, ale czułem że może być ciężko… Nie przewidziałem tylko jednej rzeczy:

ZIELONEJ FALI!

Otóż po raz pierwszy od tych 957 dni biegania po mieście nie miałem żadnego czerwonego światła! Żadnej przerwy zmuszającej do stanięcia czy choćby marszu. 52 minuty napierania na dystansie 10,5 km. Uff… Na początku było super, potem z każdym litrem potu liczyłem, że da się odsapnąć na czerwonym – bo tak stanąć samemu z siebie jednak nie wypada 😉 Bieganie sprzyja trenowaniu zawziętości…

Co nie zmienia faktu, że coraz bardziej wątpliwy jest tysiak na koniec roku. Wiosenne miesiące minęły na innych sprawach, teraz czasu jak zwykle mało. Latem zwykle biegałem najmniej, a jesień zapowiada się złożona… Zobaczymy, może popsują się oba rowery i trzeba będzie biegać 10 razy w tygodniu 😉