#190
Strasznie dawno nie biegłem dookoła parku. Niby sobota o 9 rano to świetny termin, ale wciąż coś się nie układało jak trzeba. Trochę w tym logistyki, a trochę marudzenia „wolę już po lesie”, było jak było.
Tydzień wcześniej „doganiałem” brakujące tygodniowe kilometry właśnie w moim parku i wróciła mi chęć na bieg z innymi. I tak oto zjawiłem się na #190. Zwykle namierzam osoby biegnące w podobnym tempie bądź ciut szybciej, by mieć kogo się trzymać, tym razem nikogo znajomego nie zauważyłem. Pogadanka, wspólne zdjęcie na skate parku i ustawiamy się na linii startu. Lubię tę chwilę, gdy wszyscy się witają i przedstawiają, by zaraz potem skupić się na odliczaniu startera…
Ogary poszły w las. Czy jakoś podobnie, zastanawiam się czy nie biegnę za wolno i delikatnie przyspieszam. Nie patrzę na zegarek, biegnę. Mijam kolejnych zawodników, wreszcie trafiam na tempo równe mojemu. Z jednym zawodnikiem biegniemy obok siebie ponad kilometr, w końcu odbijam się ciut mocniej po zakręcie i zmierzam ku kolejnemu na ostatnim okrążeniu.
Jego też udaje mi się wyprzedzić, ale do końca czuję na plecach jego bliskość. 300 metrów przed metą lekko przyspieszam, ostatnie 150 to już długie susy i jestem 14! 20:45, czyli trochę do życiówki zabrakło, ale i tak jest lepiej niż się spodziewałem – cztery pierwsze kilometry robiłem w tempie ok 4:15/km. Już na mecie gratulujemy sobie wzajemnie wspólnej pracy, bez konkurencji byśmy tak się nie spinali 🙂
Gratulacje dla wszystkich uczestników i podziękowania dla wolontariuszy! Podziwiam zwłaszcza tych, którzy półtorej godziny później stanęli na starcie 10-km grand prix po Lesie Kabackim!
Zdjęcie: Anna Bliźniakowska, dzięki 🙂