1003. Fanfary!

Tak, udało się! Choć na początku sierpnia ledwo przekroczyłem 500, to mobilizacja zrobiła swoje. Miesiąc w miesiąc dokładałem setkę z hakiem lub haczykiem, biegając kilkanaście razy w miesiącu. Często nocą po pracy, gdy miasto już spało i tym podobne bohaterskie gawędy 🙂

Celowo nie robiłem podsumowania listopada i grudnia, trzymałem Was drodzy czytelnicy w błogiej nieświadomości. Wiedziałem, że jeśli nie złapie mnie jakaś kontuzja, to docisnę i wyrobię mitycznego tysiaka.

Garść ciekawostek: w sumie biegałem 129 razy i spaliłem ok. 60 tys. kalorii. Temperatury wahały się między -6 a 28 stopniami Celsjusza; najczęściej biegałem w piątki, a najrzadziej w niedziele 🙂 Z biegiem czasu biegałem coraz szybciej, ale to tylko statystyka 🙂 Odpuściłem treningi szybkościowe, rzadko robiłem interwały.

Cieszę się, że wpadłem na kilka parkrunów oraz że biegałem w ciekawych zakątkach Polski: w Dolinie Kościeliskiej, wśród jezior i nad morzem. Oraz po moim Lesie Kabackim, w którym to tysiaka przebiłem i z tejże okazji powstało zdjęcie tytułowe 🙂

Na 2020 celów jeszcze nie mam. Może znów tysiąc? A może coś zupełnie innego, np. złamanie 20 minut na 5 kilometrów? Mam jeszcze 364 dni 😉